26.06.2015

Vicious Circle

To nie tak, że nic nie robię. Dłubię. To tu, to tam - w zależności od tego, do czego akurat znajdę wenę, na co pozwala mi czas, czy w ogóle mam siły. Ostatnimi czasy sił właśnie wykrzesywałam z siebie najmniej. Maluchowi ni z tego, ni z owego zmienił się rytm drzemek, co zmusiło mnie do nieustannej z nim walki... Siłą rzeczy "wolny czas" niemal zniknął, a ostatnią jego odrobinę trzeba było poświęcać na obowiązki związane z kupnem mieszkania, załatwianiem kredytu itp. Ale dłubię. Tyle tylko, że np. w środku roboty kończy mi się sznurek, a czasem brakuje go na ostatnich pięć oczek! Zaczynam więc nową rzecz z materiałów, które "trzeba wyrobić". Nie będę przecież zamawiać sznurka, gdy bezczynnie czeka bawełna. Ale nieskończony koszyk teraz już też czeka. Więc jednak trzeba zamówić sznurek. Tylko, że gdy już go zamówię, to nie w ilości, która potrzebna jest na koszyk, bo to się nie opłaca. Zamówię na ten nieszczęsny nieskończony koszyk, na jeszcze jeden i kolejny, na dywanik, na gniazdo dla kotów... To się opłaca. Tylko znów zostanę z toną materiałów, a inne wciąż niewyrobione. Błędne koło!

Gdyby na tym kończyły się "problemy"! W międzyczasie zaglądam jeszcze tu i tam, podpatruję fajne rzeczy, chłonę inspiracje i bach! Bez dumania nad całą sprawą przez kilka miesięcy, kupuję nagle zwoje ozdobnego sznura, bo pomysł jest świetny i trzeba rozpocząć jego realizację. Cóż, ten sznur też teraz czeka. Póki co zaliczył tylko kilka testów, wprawek, by przy pracy zmarnować go jak najmniej.

A inspiracjom nie ma końca! Znów kolejne pomysły rodzą się w głowie. Potrzebne mi jest jakieś drugie życie obok tego, które mam. W jednym robiłabym to, co trzeba i należy, a w drugim od rana do nocy tylko szyłabym, dziergała, plotła (i czytała)...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz