Jestem już stara. Po czym wnoszę? Nie nadążam za nowinkami technicznymi, nie idę z duchem czasu. Nie mam tableta, iphone'a, konta na facebooku, nie "czytam" audiobooków (co jeszcze? - nie wiem, bo innych "zaniedbań" nie jestem świadoma).
Co do tych ostatnich: w istocie musi być niedołęstwem starości fakt, iż nie korzystałam z nich do tej pory (i zapewne nadal bym nie korzystała, gdyby ktoś bardziej na czasie nie przypomniał mi o ich istnieniu). Wprawdzie nijak mają się one do prawdziwego czytania, jednak mając do wyboru: nie czytać wcale (Maluch wciąż jeszcze na to nie pozwala, a spacery, które w końcu od pewnego czasu są spokojne i długie, muszę wykorzystywać aktywnie, bo to jedyna forma ruchu, na jaką może liczyć moje ciało) albo przynajmniej słuchać książek. Cóż, wybór jest prosty.
Jestem sentymentalna (niedawno skończyłam trzydzieści lat), a przy tym, mając do wyboru autora współczesnego bądź klasyka literatury, na 90% wybiorę tego ostatniego - na pierwszy ogień poszedł Honoré de Balzac i jego "Kobieta trzydziestoletnia".
Mimo cienia nadziei, iż będzie inaczej, nie odnalazłam tam żadnej prawdy o swoim obecnym statusie. Słuchając kolejnych zdań dziwiłam się jedynie wyborom i decyzjom bohaterów, którzy wydawali się jakby wycięci z tektury: w dramatycznych pozach, ale pozbawieni wnętrzności. Gdybym miała lat dwadzieścia, może coś z tego dramatyzmu by mnie przekonywało, nie wydawało się nieprawdziwe. Dziś jest to dla mnie jedynie słaba lekcja dawnej obyczajności, której słuchało się z wątpliwym zaciekawieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz